Kupne czy z komisu? – Wywiad z Jerzym Antkowiakiem
/
/
Kupne czy z komisu? – Wywiad z Jerzym Antkowiakiem

IMG_0260_preview

 

W trakcie tworzenia magazynu na Art & Fashion Forum „Drugie życie” miałam okazję poznać pana Jerzego Antkowiaka –  projektanta i dyrektorem ds. wzornictwa w Modzie Polskiej. Bardzo chciałam się dowiedzieć jak człowiek, który tworzył modę w czasach PRLu patrzy na komisy, second handy istniejące teraz i 40 lat temu.

Pierwsze sklepy z odzieżą z drugiej ręki pojawiły się w Polsce w czasach PRL-u, działały pod szyldem komis. Ludzie oddawali tam i rzeczy  noszone i zupełnie nowe, bo za małe, bo dostali w paczce z Zachodu coś, co im nie przypasowało albo kupili tanio i próbują sprzedać drożej. Czy 82-letni Jerzy Antkowiak, legendarny projektant Mody Polskiej, w ogóle zagląda do takich miejsc i co z tego ma?

 

IMG_0280_preview

 

Czy w PRL-owskich komisach było trochę mody?

Pierwsze, co sobie przypominam, to sztuczne rzęsy, nasze modelki kupowały je na pokazy właśnie tam. Kiedyś podsłuchałem też, jak rozmawiają ze sobą  w garderobie. „To kupne czy z komisu?” pytała jedna drugą. Kupne znaczyło ze zwykłego sklepu, natomiast komis to była wyższa półka. W Warszawie vis a vis Braci Jabłowskich urzędował nawet komis klasy lux, nazywany królewskim. Poszedłem tam, popatrzyłem na czapki narciarskie, a potem poprosiłem nasze panie dziewiarki, by coś w ten deseń zrobiły mi do kolekcji.

Czyli trafiało się tam coś inspirującego?

Nadal się trafia. W moim Pruszkowie, na stacji kolejki WKD jest taki malutki ciucholand –cudo.  Wysiadam sobie z pociągu, patrzę, jest właścicielka, pani Ania, stoi w drzwiach, pali papierosa. Zauważyła mnie, macha ręką, panie Jerzy, panie Jerzy krzyczy, mam coś dla pana. No jak mógłbym nie wejście do środka? Wchodzę, a pani Ania wyciąga spod lady najprawdziwsze dzwony. Czerwone, pikowane, oryginał z lat 70-tych, w sam raz na pokaz, jaki akurat przygotowywałem.

A rzeczy do noszenia na co dzień też pan tam czasami kupuje?

W galeriach handlowych dostaję oczopląsu, to nie dla mnie, męczę się, wolę mój butik przy WKD. Bo jak człowiek chce i umie, to wszędzie coś pięknego wynajdzie. Wszystkie cudne muszki, aksamitne i tweedowe, mam z lumpeksu. I kraciastą marynarkę Teda Lapidusa dla mojego syna, Kajetana. Nowiutka była, jak na niego szyta, to znaczy wtedy, gdy kupowałem, bo teraz to pewnie o pięć numerów za mała. A w Paryżu, kawałeczek od centrum miasta, jest w soboty taki wielki pchli targ, nabyłem tam dla siebie oryginalny carski szynel, no dzieło sztuki.

IMG_0274_preview

 

Polak potrafi.

A żeby pani wiedziała. W PRLu nasze kobitki nieraz wyglądały lepiej od tych na Zachodzie. Wystarczyło powiedzieć w telewizji, że teraz modne są długie, szerokie szale, a te już siadały wieczorem, pruły ze dwa stare swetry z wełny, dziergały na drutach i proszę bardzo, następnego dnia pół Warszawy miało szale jak w Paryżu lub prawie.

 

Ubrania z  Mody Polskiej nadal można znaleźć m.in. na allegro. Chętnych nie brakuje.

Coś tam słyszałem, dobrzy znajomi mi mówią, że jeszcze Moda Polska nie zginęła, krąży to tu, to tam i chwała Bogu.  Mam jedną taką szaloną kobitkę , stałą klientkę, przyjechała do mnie do domu, przywiozła w prezencie perfumy Saint Laurenta i zaczęła opowiadać, że do dziś w Modzie Polskiej chodzi, nic lepszego nie ma. Jakieś kawałki moich starych kolekcji trzymam w piwnicy, to, czego nie porozdawałem w prezencie jak wariat. Pokażę je we wrześniu 2018 w Łodzi, Muzeum Włókiennictwa robi tam o mnie wystawę, wielką retrospektywę mojej twórczości.

IMG_0278_preview

Fot. Jakub Wittchen

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Sandra Panuś - ZnanyLekarz.pl

Start typing and press Enter to search

Twój koszyk

Brak produktów w koszyku.