Fot. Jasiek
Kolejne wyzwanie zaliczone <3 Tak jak Wam pisałam na początku roku o jednym z moich celów, stał się rzeczywistością i mogę go odhaczyć na mapie – Runmageddon Rekrut (6km i ok 30 przeszkód).
W dniu biegu potrzebowałam wyciszenia, jak tylko dotarliśmy na plażę ok 10.00 (nasza grupa startowała o 12.20) starałam się uspokoić myśli patrząc w głąb morza. I nie ukrywam, że dzięki tym chwilom udało mi się wytrwać do startu.
Godzina Zero wspólna rozgrzewka, wejście do morza, a ja czuję cały czas odruch wymiotny ze stresu. Miałam myśl „co ja tu właściwie robię, może uciec?” Moja podświadomość do ostatnich chwil się o mnie martwiła.
Padł wystrzał i ruszamy.. Wtedy moje ciało poczuło, że jest gotowe ze mną współpracować. Pierwsze jedno z pierwszych zadań i mój umysł wpadł w trans. Czułam się jak zaczarowana, skoncentrowana wyłącznie na zadaniach. Wspaniałe uczucie.
Hubert przed startem się śmiał, że bieg to będzie dla nas odpoczynek i taka była prawda, chociaż ja za każdym rogiem oczekiwałam przeszkody. Uwielbiałam się mierzyć ze swoimi obawami. Przed startem myślałam, że problemem będzie dla mnie skok do konteneru z lodem i przejścia przez pasy z prądem. Lód okazał się ok, ale kolejnego spotkania z prądem sobie nie wyobrażam. Biegłam za Hubertem i dostałam dwa razy prądem w klatkę piersiową (nabluźniłam się za wszystkie czasy) było to dla mnie bardzo, bardzo nieprzyjemne uczucie.
Ogromnym plusem byli ludzie. Wszyscy brudni, uśmiechnięci i pomocni. Czuło się jedność, każdy z nas miał ten sam cel, dotrzeć do mety <3
Panowie zadowoleni, że mogli legalne trzymać kobiety za pośladki, a właściwie same o to prosiły schodząc z 3m ścian 🙂 Ja miałam wielkie szczęście biec z Hubertem, był moim wsparciem i motywatorem. Spacer z trylinką na sznurku zapewne zakończył by się karą (20 razy pompka/wyskok). Dziękuję <3
Nie obyło się bez spadku sił podczas biegu. Na ok 4km, gdy kolejny raz wbiegaliśmy po lesie na górę poczułam spadek siły i zawroty głowy. Przydały mi się wtedy słowa Piotrka (u którego trenujemy sztuki walki) oddech jest najważniejszy. Kilka głębokich wdechów i wydechów i mogłam biec dalej.
Czy pobiegnę jeszcze raz? Tak, jestem pewna, że przygoda z Runmageddonem dopiero się zaczyna. NIe wiem jeszcze czy będzie to 6km w innym miejscu czy 12km, ale wiem, że wrócę.
Pełna siniaków, zadrapań z zdartymi kolanami i łokciami polecam Wam ten bieg. Tych przeżyć i emocji nie da się opisać, trzeba je przeżyć <3
Brak komentarzy