Siła i charakter – Runmageddon Gdynia
/
/
Siła i charakter – Runmageddon Gdynia

13288875_10204828506311833_1630755734_n

13293010_10204828506351834_1937507895_n 13275835_10204828506551839_1693930865_n 13285663_10204828506671842_139399095_n.jpg
13271882_10209544915763886_885085761_o

Fot. Jasiek

Kolejne wyzwanie zaliczone <3 Tak jak Wam pisałam na początku roku o jednym z moich celów, stał się rzeczywistością i mogę go odhaczyć na mapie – Runmageddon Rekrut (6km i ok 30 przeszkód).

W dniu biegu potrzebowałam wyciszenia, jak tylko dotarliśmy na plażę ok 10.00 (nasza grupa startowała o 12.20) starałam się uspokoić myśli patrząc w głąb morza. I nie ukrywam, że dzięki tym chwilom udało mi się wytrwać do startu.

Godzina Zero wspólna rozgrzewka, wejście do morza, a ja czuję cały czas odruch wymiotny ze stresu. Miałam myśl „co ja tu właściwie robię, może uciec?” Moja podświadomość do ostatnich chwil się o mnie martwiła.

Padł wystrzał i ruszamy.. Wtedy moje ciało poczuło, że jest gotowe ze mną współpracować. Pierwsze jedno z pierwszych zadań i mój umysł wpadł w trans. Czułam się jak zaczarowana, skoncentrowana wyłącznie na zadaniach. Wspaniałe uczucie.

Hubert przed startem się śmiał, że bieg to będzie dla nas odpoczynek i taka była prawda, chociaż ja za każdym rogiem oczekiwałam przeszkody. Uwielbiałam się mierzyć ze swoimi obawami. Przed startem myślałam, że problemem będzie dla mnie skok do konteneru z lodem i przejścia przez pasy z prądem. Lód okazał się ok, ale kolejnego spotkania z prądem sobie nie wyobrażam. Biegłam za Hubertem i dostałam dwa razy prądem w klatkę piersiową (nabluźniłam się za wszystkie czasy) było to dla mnie bardzo, bardzo nieprzyjemne uczucie.

Ogromnym plusem byli ludzie. Wszyscy brudni, uśmiechnięci i pomocni. Czuło się jedność, każdy z nas miał ten sam cel, dotrzeć do mety <3

Panowie zadowoleni, że mogli legalne trzymać kobiety za pośladki, a właściwie same o to prosiły schodząc z 3m ścian 🙂 Ja miałam wielkie szczęście biec z Hubertem, był moim wsparciem i motywatorem. Spacer z trylinką na sznurku zapewne zakończył by się karą (20 razy pompka/wyskok). Dziękuję <3

Nie obyło się bez spadku sił podczas biegu. Na ok 4km, gdy kolejny raz wbiegaliśmy po lesie na górę poczułam spadek siły i zawroty głowy. Przydały mi się wtedy słowa Piotrka (u którego trenujemy sztuki walki) oddech jest najważniejszy. Kilka głębokich wdechów i wydechów i mogłam biec dalej.

Czy pobiegnę jeszcze raz? Tak, jestem pewna, że przygoda z Runmageddonem dopiero się zaczyna. NIe wiem jeszcze czy będzie to 6km w innym miejscu czy 12km, ale wiem, że wrócę.

Pełna siniaków, zadrapań z zdartymi kolanami i łokciami polecam Wam ten bieg. Tych przeżyć i emocji nie da się opisać, trzeba je przeżyć <3

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Sandra Panuś - ZnanyLekarz.pl

Start typing and press Enter to search

Twój koszyk

Brak produktów w koszyku.