Gdy usłyszałam od Ani Pięty o wyzwaniu „3 miesiące bez nowych ubrań” poczułam ekscytację i pomyślałam: Wchodzę w to!
W wyzwaniach nie jestem najlepsza. Biorąc udział w „30 dni bez cukru”, wytrzymuję do wieczora. Nie lubię się ograniczać i potrzebuję mieć poczucie wolności, ale… jak widać brakowało mi motywacji. Teraz zrobiłam to! Więcej o akcji pisałam podchodząc do wyzwania.
Zdaję sobie sprawę, że jest mi łatwiej. Moja szafa w 80% składa się z rzeczy z drugiej ręki. Miałam w sobie jednak ciekawość jak będzie wyglądać wyzwanie w praktyce, gdy będę wiedziała, że nie mogę kupować nowych rzeczy.
Obawiałam się wyjazdów, często przywożę pamiątkę, która przypomina mi o beztroskich słonecznych dniach.
Podczas wyjazdu do Budapesztu znalazłam sposób, poszukiwałam vintage Story gdzie oglądałam rzeczy dla siebie. Przywiozłam piękną apaszkę z drugiej ręki i problem sam się rozwiązał.
Największą trudnością okazało się obuwie, które często się psuje. Wyzwanie podjęłam razem z Hubertem (mężem), jego obydwie pary ulubionych espadryli nadawały się po trzech miesiącach do wyrzucenia. Ja zużyłam dwie pary klapek, musiałam dokupić kolejne. Znalazłam je na vinted.pl. jest to portal z świetnymi ubraniami, dodatkami z drugiej ręki.
Wyzwaniem okazała się też torba, która pod koniec sierpnia zaczęła się pruć. Miałam jedną ulubioną też z drugiej ręki, Hubert w pewnej chili zapytał „Sandra czy nie możesz już sobie kupić nowej, ta ma dziurę?” Ja ją tak bardzo lubiłam, że i do dziurki na boku się przyzwyczaiłam.
Zdawałam sobie sprawę, że nikt nie jest w stanie mnie sprawdzić, czy sobie coś kupiłam czy nie. Silniejsza była dla mnie jednak moc wyzwania. To było sprawdzenie siebie, silnej woli i tego jak ważne są ubrania z drugiej ręki. Sprawdziłam na własnej skórze, ża niewiele potrzebujemy, aby czuć się dobrze w swoich ubraniach. Tak dużo już mamy w swojej szafie, albo na wyciągnięcie ręki. Szałem była sukienka kupiona za 4 zł na wesele. Wszyscy byli nią zachwyceni, a ja czułam się jak milion dolarów.
Po zakończonym wyzwaniu poszłam na zakupy do galerii, znalazłam podobny koszyk wiklinowy, espadryle i koszulki dla Huberta (załapałam się na ostanie dni wyprzedaży). Nie oszukujmy się te zakupy w sklepach dały mi frajdę. Po trzech miesiącach przypomniałam sobie, dlaczego tak często kupujemy nowe rzeczy. Jak podnoszą (przynajmniej na chwilę) poczucie naszej wartości. Ale tak jak powiedziałam tylko na chwilę… To my musimy sobie zadać pytanie czy warto?
Rozpoczynając wyzwanie rzuciłam stwierdzenie „Wybór to proces” – przeszłam przez niego i sprawdziłam na własnej skórze, jak to jest kupować nowe ubrania, nie kupować. Wyzwanie mam zamiar ciągnąć dalej, pozwalając sobie na rzeczy, które muszę kupić nowe bo nie mogę znaleźć z drugiej ręki. Czuję większą odpowiedzialność i cieszę się, że mogę podjąć decyzję jak się z tym czuję i jaką drogę wybieram.
Swoimi odczuciami po podjęciu wyzwania podzieliły się ze mną trzy uczestniczki Arnika, Marcelina i Marta. Dziękuję ♡ Każda z nich startowała z innego miejsca. Polecam przeczytać, co im dało wyzwanie, z czym miały trudności i jak sobie radziły.
„Przetrwałam prawie całe wyzwanie, wyjątkiem była jedna koszulka, której kupna nie odkładałam na po wyzwaniu. Ten czas pozwolił mi się poprzyglądać jak bezmyślnie i odruchowo robiłam zakupy wcześniej, zaspokajając swoje zachcianki, które daleko były od prawdziwych potrzeb. Pozwoliło mi to zrobić przegląd mojej szafy, którą mam zaopatrzoną na najbliższe 3 lata przynajmniej, a przy okazji całą dużą torbę rzeczy, których nie założę choćby ze względu na rozmiar, oddałam w dobre ręce. Poczytałam przy okazji trochę o produkcji ubrań, poszerzyłam swoją konsumencką świadomość i to w połączeniu z refleksją – „po co to kupuję?”. To jest jest najcenniejszą wartością udziału w projekcie. Teraz mam ambicję, żeby wytrwać w tym do końca roku kalendarzowego. Wyjątkiem jest bielizna osobista, ale kupowanie bielizny też powinno być świadome. Okazało się też, że jak mi się coś zniszczyło i potrzebowałam (bo np nie chcę chodzić do pracy w marynarkach, więc często zastępuje je koszulą) to znalazł się ktoś w moim otoczeniu, komu dana rzecz nie była już potrzeba, albo zmienił rozmiar i dostałam to w prezencie. Nie mówiąc o pieniądzach, chociaż to najsłabszy argument, bo z racji wakacji i związanej z tym studni, nie odczułam mocno”- Arnika
—
„Szczerze powiedziawszy wyzwanie nie było dla mnie trudne. Bez problemu mogę powstrzymać się od kupowania, w razie potrzeby skoczyć do lumpeksu. Zdecydowanie ciężej było mi kiedy w styczniu 2018 podjęłam decyzje o niekupowaniu w sieciówkach. Byłam wtedy od nich kompletnie uzależniona. Ciuchy były tanie i można było mieć ich dużo, jednak z czasem zaczęłam zastanawiać się jakim kosztem. Odkryłam, ze sieciowkowe rzeczy się szybko niszczą, że się w nich pocę, ale także zdałam sobie sprawę, że większość z nich jest niemożliwa do zutylizowania. Wyzwanie było ciężkie, ale warte zachodu. Po niedługim czasie zapomniałam o istnieniu sieciówek. Przy obecnym wyzwaniu nie było mi ciężko. Od lat wiem, że jak czegoś potrzebuje znajdę to na pewno w lumpeksie, wiec właściwie nie zastanawiałam się ani chwili czy powinnam dołączyć czy nie. Ze względu na wyzwanie nie miałam w tym roku sandałów. W mojej szafie były tylko klapki, ale za to kilka par, które zakładałam przez całe lato. To jedyne uniedogodnienie jakie napotkałam. Tak naprawdę jestem pewna, że większość z nas ma w szafach tyle rzeczy, ze zdecydowanie mogą przechodzić kilka miesięcy bez kupowania nowej odzieży.
Jeśli chodzi o inicjatywę sama w sobie, uważam, że jest genialna. O ile ja jej nie potrzebowałam, wiem, że na pewno zmieniła podejście do mody, a może nawet życi wielu osób. Skończyć z kupowaniem tak zupełnie, definitywnie, brzmi przerażająco dla większości. Challenge z określonym końcem, jest bardziej komfortowy dla umysłu i chętniej pociągnie za sobą tłumy. A w końcu jak lepiej się o czymś przekonać, niż próbując?”- Marcela
—
Ajj, z tymi wyzwaniami mam podobnie – niby wydaje mi się, że jestem silna, a tu psikus. Jak pomyślę, że ok, jestem gotowa, rozpoczynam wyzwanie, to jednak okazuje się, że zawsze jest jakaś okazja czy to do kupienia czegoś, czy do zjedzenia słodkości. No cóż, staram się, ale bez wyzwań! Tak sama dla siebie – jest znacznie lepiej bez nazywania tego 'wyzwaniem’.
A tak btw, piękna sukienka! *.*
Oj okazji do przerwania wyzwania jest zawsze dużo 🙂 Ale trzymam kciuki za Twoją silną motywację 🙂
A może tak po osiągnięciu sukcesu w ograniczaniu zakupów podjąć się naprawdę dużego wyzwania i nie kupić sobie żadnej rzeczy przez 3 miesiące? Można spróbować metodą Kaizen czyli małych kroków i stawiać sobie cele np. 3- dniowe, tygodniowe. W myśl zasady mniej znaczy więcej. Życzę powodzenia i wytrwałości szczególnie tym wszystkim, którzy zdecydują się spróbować.
Ja bardzo lubię metodę Kaizen I chętnie ją praktykuje ❤️ Dziękuję za powodzenie. Pozdrawiam serdecznie,
Klasyczny wakacyjny look – takie cenię najbardziej. Im mniej w nim „przebrania” tym lepiej.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie
U mnie trochę dłużej bo obiecałam sobie, ze wytrzymam rok bez nowych ubrań Oczywisce robię tutaj wyjątki bo w obiecanki nie wchodzą bielizna, torebki oraz buty bo wiadomo,ze te rzeczy potrafią bardziej się zużywać. I o dziwo wcale nie brakuje mi zakupów. Ubrań mam sporo, wyzwanie miało je zredukowac. I powoli mi się udaje. Moim marzeniem jest szafa kapsułowa, czytalam sobie blogi dziewczyn, które coś takiego promują i ma to sens. Wiele rzeczy już w trakcie tego roku wyrzuciłam i jeśli mam być szczera to wcale mi ich nie brakuje. I im mniej mam ciuszków, tym łatwiej jest mi się ubrać.
A i świetna sukienka, sama na wakacjach za takimi przepadam.
Hmm.. Sama kupuje głównie w second handach. Wyjątkami są bielizna, obuwie i torebki. Od wielkiego dzwonu kupię coś nowego, kiedy już naprawde przejdę tysiąc second handów i nie znajde tego, co potrzebuję. Natomiast przez to, że większośc mojej szafy to rzeczy z drugiej ręki, wpadłam w uzaleznienie od… second handów. Rzadko wychodzę z nich z jedną rzecza. Niskie ceny zachęcają do tego, aby kupic więcej (nawet jeśli nie do końca to potrzebujesz) i efekcie wciąż żyjesz w nadmiarze! Tyle że innego typu… Nie masz czasem takiego poczucia? Pozdrowienia!
Klaudia to częsta przypadłość osób m. Które chodzą do sh. Ja już się z tego wyleczylam. Ważne, że zdajesz sobie sprawę z uzależnienia. Dlatego jak będziesz szła do kasy to sprawdź kilka razy rzeczy w koszyku i zadaj so ie pytanie czy na pewno to potrzebuję? Mi pomaga 🙂 polecam sprawdzić na własnej skórze ❤️ pozdrawiam